Estoński CIT, czyli ryczałt od dochodów spółek, to forma opodatkowania, która zyskuje na popularności od momentu jej wprowadzenia do polskiego systemu podatkowego. Jej założenie jest proste: dopóki spółka nie wypłaca zysków, nie płaci podatku dochodowego. W teorii brzmi atrakcyjnie, zwłaszcza dla firm nastawionych na rozwój i reinwestowanie kapitału. Ale jak to bywa z uproszczeniami – diabeł tkwi w szczegółach. CIT estoński nie jest rozwiązaniem dla każdego, a jego zastosowanie w nieodpowiednich warunkach może przynieść więcej problemów niż korzyści. 

Kiedy CIT estoński może być strzałem w dziesiątkę?

Estoński CIT to realna szansa na oszczędności podatkowe i uproszczenie rozliczeń, ale pod warunkiem spełnienia kilku kluczowych kryteriów. Najlepiej sprawdza się w przypadku spółek kapitałowych – zwłaszcza z ograniczoną odpowiedzialnością – które:

  • nie wypłacają zysków w formie dywidend, tylko je reinwestują,
  • zatrudniają przynajmniej 3 pracowników (nie wliczając właścicieli, co jest często pomijane),
  • nie osiągają większości przychodów z działalności pasywnej (np. odsetek, praw autorskich, najmu),
  • nie są firmami doradczymi, prawniczymi czy finansowymi – dla których obowiązują szczególne ograniczenia.

Dla takich firm CIT estoński może być świetnym narzędziem do gromadzenia kapitału i rozwoju działalności. Co istotne, nie tylko podatek jest odroczony – uproszczone zostają też niektóre obowiązki ewidencyjne. Nie trzeba prowadzić rachunku podatkowego, nie ma też konieczności wyliczania zaliczek na CIT. Zamiast tego liczy się moment faktycznego wypłacenia środków – wtedy następuje opodatkowanie.

Co więcej, efektywna stawka podatkowa – po połączeniu podatku na poziomie spółki i wspólnika – wynosi odpowiednio 20% lub 25%, co jest konkurencyjne wobec standardowego CIT. Tę formę opodatkowania promuje m.in. Biuro Rachunkowe PROSPERITA, oferując przedsiębiorcom pełne wsparcie w analizie opłacalności oraz wdrożeniu tego rozwiązania.

Dla kogo estoński CIT może być ryzykowny?

Choć zalet nie brakuje, estoński CIT ma też swoją ciemniejszą stronę. System ten wymaga nie tylko dostosowania się do określonych warunków, ale też stałej kontroli nad strukturą firmy i sposobem zarządzania środkami. Przykładowo:

  • Jeśli zatrudnienie spadnie poniżej wymaganej liczby etatów, spółka traci prawo do ryczałtu.
  • Wypłata środków w sposób nieformalny (np. poprzez nieudokumentowane świadczenia na rzecz właściciela) może zostać uznana za tzw. „ukryty zysk”, a więc opodatkowana z mocą wsteczną.
  • Spółki o zmiennych dochodach i częstych stratach nie skorzystają z możliwości odliczania ich w kolejnych latach – bo w estońskim CIT rozliczanie strat nie istnieje.

Kolejny problem to zawiłość przepisów. Choć sam system promowany jest jako uproszczony, jego praktyczna obsługa – zwłaszcza w kontekście ukrytych zysków i wydatków niezwiązanych z działalnością gospodarczą – potrafi być skomplikowana i niejednoznaczna. Trzeba też uważać na tzw. „wydatki niezwiązane z działalnością” – ich rozliczenie w systemie estońskim może wiązać się z dodatkowymi obciążeniami podatkowymi.

Warto zaznaczyć, że estoński CIT nie pasuje do firm, które regularnie wypłacają zyski właścicielom. W takich przypadkach lepszym rozwiązaniem może być tradycyjna forma opodatkowania. Pomocne może okazać się wsparcie profesjonalnego biura, które zna niuanse tej formy rozliczeń – jak wspomniane wcześniej Biuro Rachunkowe PROSPERITA, które zapewnia analizę zgodności i pomoc w przygotowaniu dokumentacji.